Kilka informacji na temat ostatniej prasy
Odżyły stare fobie prezesa Adama Mandziary dotyczące osoby Darka Krawczyka. Trudno poszukiwać ich genezy, ale stawianie Darka przed kibicami w świetle „przejmowacza” Klubu, to dla tych, którzy w minimalnym stopniu orientują się w sytuacji i znają Darka wygląda, jak marny żart. Dariusz Krawczyk skupił główny akcjonariat mniejszościowy i skonsolidował go na tyle, aby móc w pełni wypowiadać się na jego temat. Nie chcę tu snuć domysłów, bo ich jest stanowczo za wiele, ale był, jest i będzie istotnym głosem po stronie kibiców. Jego doświadczenie w zakresie zarządzania przedsiębiorstwem podwójnie czyni go właściwą osobą do zadawania pytań i kontrolowania tego, co sam z innymi kibicami zbudował.
To przeświadczenie, że Krawczyk chce przejąć Lechię nie ma żadnego pokrycia w faktach i jego działaniach. Wielu kibiców o tym marzy, ale jest, jak jest. Idąc dalej i dotykając tematu okłamywania braci kibicowskiej to warto nadmienić, że Dariusz Krawczyk i Piotr Zejer spotkali się z ówczesnym wiceprezesem Energa ds. korporacyjnych p. Grzegorzem Ksepko. Prezes jasno, wyraźnie i literalnie wypowiedział się na temat dotyczący Lechii, jednocześnie podkreślając, że doprowadzenie do jakichkolwiek działań to długa, formalna droga. Długa droga, która przede wszystkim wymaga zgody właściciela akcji. Podobne rozmowy, jednak w kontekście tzw. „złotej akcji” były prowadzone z śp. prezydentem Pawłem Adamowiczem. Dariusz Krawczyk i Piotr Zejer przekazywali status tych rozmów tym osobom, które powinny o tym wiedzieć. Także odnośnie manipulacji opinii publicznej w tym zakresie i zarzucania kłamstwa Darkowi jest kompletnie nietrafione. Niezależnie od prowadzonych rozmów, bez zgody właściciela akcji to tylko rozmowy i takowo trudno, aby stanowiły zagrożenie dla kogokolwiek.
Konwersja długu na kapitał zakładowy jest z punktu widzenia funkcjonowania i wiarygodności spółki zasadnym posunięciem. To Darek Krawczyk doprowadził do zgody z perspektywy akcjonariuszy mniejszościowych na dokonanie takiej konwersji. Inaczej mówiąc, gdyby nie on, zgody mniejszościowych akcjonariuszy by nie było. W tym świetle pytanie czy pomógł klubowi jako spółce, jest pytaniem retorycznym.
Zarzutem prezesa Mandziary jest to, że środowisko gdańskie nie pomaga i nie wspiera finansowo klubu. Jak można wspierać coś czego się nie rozumie, jest nieprzewidywalne i niezarządzalne ? Najpierw oszukanie wszystkich przy tworzeniu spółki akcyjnej, wchodzi kuchar z marzeniami o wielkiej korporacji i po tym doświadczeniu nowy właściciel większościowy, który zaczyna pracę ze środowiskiem gdańskim od pokazania, że wszystko może, sprowadzać autobusy piłkarzy, stać go na zasypywanie dziur w budżecie po sponsorach, którzy odeszli – ale wszystko na zeszyt. Do tego pokazuje, że nikomu nie ufa, sprowadza menedżerów, którzy albo demolują akademię, usuwają wyspy z galerii (bo przynoszą za mało zysku), albo nie mają zielonego pojęcia czym jest i jak funkcjonuje klub piłkarski. Jakie argumenty są po stronie zainwestowania w taki „interes”?
Nie wiem w jakim kierunku to się dalej potoczy, ale w tym szaleństwie może jest jakaś reguła. Prezes bez honoru dla którego dane słowo nic nie znaczy, nowy członek zarządu od wszystkiego, który był kilka razy na meczu, młody znawca marketingu piszący memoranda i kadrowa, jako dopełnienie zarządu. Skoro „ze strony mniejszościowych akcjonariuszy i ze strony kibiców powinny pojawić się nowe twarze” nie pozostaje nam nic innego jak tylko z trybun dopingować zespół, aby ocalił dla nas to co jeszcze jest do ocalenia.
Piotr Zejer
Prezes SKLG – Lwy Północy
1752